Top

With LOVE

Nie potrzeba żadnych naukowych badań, by wiedzieć, że flirt ekspresowo poprawia nastrój. W mgnieniu oka za sprawą zainteresowanego spojrzenia kogoś, kto nam się podoba, i uwodzicielskiej gry samopoczucie szybuje w górę. Dlaczego tak się dzieje, kiedy flirt nam służy, a kiedy warto zachować czujność, by nie posunąć się o krok za daleko?

 

Całe mnóstwo zalet

Lato to czas zmysłów. Wakacyjny odpoczynek sprzyja robieniu rozmaitych rzeczy wyłącznie dla czystej przyjemności. Tak samo jak delektujemy się promieniami słońca, rozkoszujemy smakiem nowych potraw, sycimy zapachem świeżych owoców, możemy oddać się przyjemności flirtowania. Po co? Choćby… po nic. Flirt ma to do siebie, że ze swej natury zakłada brak zobowiązań. To sztuka dla sztuki! Nie musi prowadzić do niczego, może być zupełnie autoteliczny – sam w sobie ma wartość, bo jest po prostu przyjemny. Tak rozumiany hedonizm to ten pozytywny wymiar egoizmu, robienia dla siebie czegoś miłego ot tak, zupełnie przy okazji. Psychologowie często podkreślają, że w dorosłym wieku zatracamy beztroskę, a także chęć i umiejętność zabawy rozumianej inaczej niż zakrapiana weekendowa impreza. A przecież jako dorośli tak bardzo jej potrzebujemy.

Flirtowanie może spełnić właśnie taką rolę – zabawy towarzyskiej, niewinnej gry, która, choć zmysłowa, nie musi prowadzić do mety w postaci stałego związku czy w ogóle relacji. Okazją do zabawy jest gra słów, zabawa w „zgadnij, co mam na myśli”, rozszyfrowywanie dwuznaczności, rozwijanie kreatywności, rozbudzanie fantazji przez niedomówienia, odkrywanie na nowo potencjału drzemiącego w ciele, gestach, mimice, finezyjnych zdaniach. To całe bogactwo możliwości. Tym jednak, którzy są nieprzekonani, naukowcy dostarczają mnóstwa dowodów na to, że zabawa flirtowaniem ma pozytywny wpływ na nasze samopoczucie i zdrowie. 

Sposób na stres

Badanie opublikowane w Organizational Behavior and Human Decision Processes wykazało, że ludzie doceniają możliwość swobodnego flirtowania w pracy ze swoimi współpracownikami. Chodzi jednak o formę lekkiego flirtu, sprowadzającego się przede wszystkim do żartów wśród rówieśników. Taka towarzyska gra łagodzi stres i napięcie w pracy. Bardzo ważne są tu jednak granice, bo flirt wyraźnie różni się od molestowania o podłożu seksualnym. Badani pracownicy podkreślali, że nie lubią, gdy próbuje z nimi flirtować przełożony, a akceptują tę formę kontaktu wyłącznie ze strony kolegów równych rangą. 

Lekcja komunikacji

Komunikacja jest ważną umiejętnością w budowaniu relacji. Flirt zaś jest formą komunikacji, ale tą nieco trudniejszą, bo niebezpośrednią. Trzeba się nieco postarać, by kogoś zaciekawić, zaproponować inspirującą rozmowę czy znaleźć sposób, by rozbawić osobę przed chwilą poznaną, która wpadła nam w oko. To doskonała okazja do trenowania umiejętności społecznych i świetna rozgrzewka przed budowaniem wartościowych relacji. Gdy zdejmiemy z flirtu niepotrzebny ciężar gatunkowy, możemy zacząć bawić się nim jak narzędziem do rozwijania siebie. Trudno o lepszą inwestycję! Inteligentne flirtowanie uczy także aktywnego słuchania, a tej kompetencji często wszystkim nam brakuje. By uczestniczyć w grze uwodzenia, trzeba umieć czytać drugiego człowieka, bo flirt jest wymianą – nie tylko mu się przyglądać, ale i uważnie słuchać, by dostroić komunikację do jego potrzeb i możliwości. Ważna umiejętność.

Bezcenna pewność siebie

Jest w tym pewien paradoks. By umieć flirtować, potrzeba choć odrobiny pewności siebie. Z drugiej jednak strony udany flirt, a więc taki, który wzbudza zainteresowanie obiektu naszych zabiegów sprawia, że poczucie pewności błyskawicznie wzrasta. Warto się więc przełamać i nawet jeśli niepewność co do sensowności zalotnych zabiegów chce nami zawładnąć, postawić na pewne techniki związane z mową ciała, które dodają pewności siebie – wyprostować się, nawiązać kontakt wzrokowy, lekko unieść głowę do góry, zamiast patrzeć w podłogę, mówić wolniej, akcentując poszczególne słowa i unikać nerwowych mikrogestów, jak choćby bębnienie palcami o blat przy barze. To naprawdę pomaga!

Bo we mnie jest seks…

Wcale nie musi dojść do niczego więcej, by w wyniku flirtu poczuć się bardziej sexy. Wzajemny pociąg wyzwala pozytywną energię, która jest źródłem przyjemności dla obu flirtujących osób. To, że element potencjalnego erotycznego zbliżenia wisi w powietrzu, wystarczy, by na nowo odkryć w sobie ten rodzaj magnetyzmu, który przyciąga ludzi do siebie. To działa trochę jak odnawianie pamięci mięśni – nawet gdy długo nie ćwiczymy, nasze mięśnie pamiętają wysiłek i dają się na nowo nakłonić do pracy, jeśli tylko wrócimy do trenowania. Jeśli w codziennym życiu, zabiegani, wiecznie w pośpiechu, zapominamy o tej naszej zmysłowej części, o tym, że mamy z w sobie potencjał wabienia, flirt pozwala ją sobie przypomnieć. Chodzi o to, by nawet w niewinną sytuację niezobowiązującej rozmowy z nieznajomą osobą w czasie grilla u przyjaciół wykorzystać do tego, by sobie przypomnieć, jakie to uczucie – podrywać i być podrywanym. Poczuć te delikatne motyle w brzuchu, dreszczyk emocji, ekscytację, bo takie doświadczenia, z pozoru banalne, działają bardzo odświeżająco.

Sztuka uwodzenia

Skoro flirt ma tak wiele zalet, dlaczego ludzie często z niego rezygnują? Jest co najmniej kilka powodów. Istnieje błędne, a niestety powszechne, przekonanie, że flirtowanie z kimś oznacza oczekiwanie w konsekwencji zbliżenia seksualnego. Takie myślenie jest pułapką, bo w rzeczywistości flirt nie zobowiązuje do niczego i nie ma niczego złego w traktowaniu go wyłącznie jako zabawy, niewinnej energetycznej wymiany, która wcale nie musi pociągać za sobą konsekwencji w postaci seksu. Może, ale nie musi. Wszystko jest kwestią ustalenia i pilnowania własnych granic. Flirtowanie jest w porządku do momentu, w którym wiąże się z przyjemnością i nie oznacza forsowania granic wbrew woli zainteresowanych osób. Co bardzo ważne – zgoda na flirt jest zgodą na flirt właśnie, na nic więcej, bo niczego więcej nie oznacza! 

Unikamy flirtu bardzo często także z innego prozaicznego powodu – bo nie umiemy flirtować. A przynajmniej tak nam się wydaje. Takie przekonanie pociąga za sobą wiele konsekwencji. Problemy z flirtowaniem zostały wymienione przez ponad 7000 użytkowników płci męskiej Reddita jako piąty najczęstszy powód (spośród 43) tego, że są singlami. Oczywiście o sztuce uwodzenia napisano już tomy i faktem jest, że tę umiejętność jedni mają wrodzoną, a inni muszą trochę potrenować, by flirtowaniem się cieszyć, a nie stresować. Są takie elementy flirtu, które niezależnie od okoliczności i oczekiwań, sprawdzają się zawsze. Pierwszą jest autentyczność. Im bardziej prawdziwi jesteśmy, chcąc kogoś sobą zainteresować, tym bardziej wysyłane przez nas sygnały mają szansę trafić na podatny grunt. Nie chodzi tu oczywiście o podawanie na tacy całego siebie, bo przecież we flircie najbardziej pociągający jest element tajemnicy i niedopowiedzenia. Chodzi raczej o niewymuszone, naturalne, a nie sztuczne gesty, słowa, zachowania. Flirt jest grą i chwała mu za to! Ale w tej grze można być autentycznym, być sobą, a nie odgrywać kogoś, kim zupełnie się nie jest, bo to da się wyczuć na kilometr. 

Jest i inny element flirtu, który daje wygraną gwarantowaną. Metodom flirtowania i ich skuteczności przyjrzeli się dokładnie amerykańscy i norwescy naukowcy, a wyniki swoich badań opublikowali w czasopiśmie „Evolutionary Psychology”. Do udziału w badaniu zaprosili blisko 1000 studentów w Norwegii i USA. Oceniano skuteczność 40 różnych typów flirtu, biorąc pod uwagę płeć, to, czy badani oczekiwali długo- czy krótkoterminowego związku, uwzględniono również poziom otwartości uczestników na wchodzenie nowe relacje, wiek, poglądy religijne, a także „wartość” danej osoby na rynku matrymonialnym, czyli to, czy jest ona częstym obiektem pożądania. Wyniki pokazały, że zdecydowanie najlepszą strategią na udany flirt jest poczucie humoru. Spontaniczne i niewymuszone żarty sprawdzały się zarówno w przypadku krótkiej, niezobowiązującej relacji, jak i chęci wejścia w dłuższy związek, działały i na kobiety, i na mężczyzn. Wspólne śmianie się ma, jak się okazuje, ogromną moc rażenia! Wcale nie trzeba sypać dowcipami na zawołanie, tym bardziej że, jak pokazują badania, atrakcyjność potencjalnego kandydata do flirtu oceniamy w zaledwie 90 sekund (maksymalnie 4 minut) w oparciu o 

mowę ciała – w 55%, a w 38% o ton głosu. Wypowiadane słowa to zaledwie 7% naszej oceny, więc naprawdę niewiele. Na pewno warto zacząć od dwóch rzeczy, które, zdaniem naukowców, są początkiem dobrego flirtu – od uśmiechu i kontaktu wzrokowego. 

Jak flirtujemy?

Flirt niejedno ma imię. Jest co najmniej kilka sposobów, na które – z mniejszym lub większym powodzeniem – próbujemy przyciągnąć uwagę osoby, która wpadła nam w oko. Naukowcy z University of Kansas wyróżnili pięć odrębnych stylów flirtowania: fizyczny, zabawowy, uprzejmy, szczery i tradycyjny. Fizyczny flirt opiera się na mowie ciała, to takie gesty jak uwodzicielskie spojrzenia, zabawa kosmykiem włosów, muśnięcie czyjejś ręki niby przez przypadek. Flirt zabawowy traktuje interakcję jak grę i sporo podejmowanych działań opiera się w nim na wykorzystaniu poczucia humoru. Uprzejmy flirt jest nienachalny, wyważony, ostrożny, oparty na regułach savoir vivre. Szczery flirt wyróżnia przede wszystkim intencja – jego celem jest nawiązanie dąży do nawiązania autentycznej, głębszej relacji. Tradycyjny wreszcie to taki, który odbywa się z respektowaniem typowych ról płciowych, w których mężczyzna jest stroną dążącą do kontaktu, a kobieta występuje w roli odbiorczyni męskich zalotów.

Według naukowców zwykle jest tak, że flirtowanie oparte na zabawie i żartach lepiej się sprawdza w przypadku krótkoterminowych związków. Co ciekawe, w przywołanym badaniu osoby stosujące  fizyczny, zabawowy i szczery styl flirtowania odniosły większy sukces w randkowaniu.

Flirt a stały związek. Czy to nie pachnie zdradą?

W ogólnopolskim badaniu, zrealizowanym w kwietniu 2021 r. przez agencję Biostat, zapytano Polaków o ich stosunek do flirtowania, gdy jest się w stałym związku. Wyniki pokazały, że ponad połowa z nas uważa, że flirt, jeśli jesteśmy w stałym związku, to… zdrada. Tylko dla 19 proc. ankietowanych flirt nie jest formą zdrady, reszta badanych nie umiała udzielić na tak postawione pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Wyniki pokazują, że flirtować się obawiamy, by nie być posądzonymi o niecne zamiary. Jest w tej obawie pewna racjonalna nuta, bo rzeczywiście flirtowanie z obcymi osobami może zaszkodzić stałemu związkowi. Może, ale nie musi! Wiele zależy tu od kondycji stałej relacji. W telegraficznym skrócie – jeśli związek jest w dobrej kondycji, flirt z nieznajomymi może jeszcze dodać mu pikanterii i podnieść temperaturę relacji. Gorzej, jeśli stała relacja nie spełnia naszych oczekiwań. Wówczas, jak pokazują badania, pozornie niewinne flirtowanie jeszcze bardziej oddala nas od stałego partnera i może doprowadzić do spadku zainteresowania relacją na rzecz nowego obiektu westchnień. 

Gurit Birnbaum, prof. psychologii na Uniwersytecie Reichmana w Izraelu, przeprowadziła badania na temat wpływu flirtu na nasze stałe związki, a wyniki badań opublikowała w prestiżowym piśmie „Personal Relationships”. W jednym z badań uczestnicy będący w stałych związkach zostali podzieleni na dwie grupy. Pierwsza połowa badanych podczas eksperymentu konwersowała z nieznajomymi na tematy neutralne, druga grupa zaś flirtowała z atrakcyjnym pomocnikiem naukowczyni. Po rozmowach badani zostali poproszeni o ocenę swoich partnerów życiowych. Jak się okazało ci, którzy chwilę wcześniej odbyli rozmowę o charakterze flirtu, pełną komplementów, swojego życiowego partnera oceniali gorzej, postrzegali go jako mniej atrakcyjnego, mieli też wobec niego mniej pozytywnych uczuć. Takiej zmiany nie zaobserwowano u osób, które odbyły konwersacje neutralne. 

Czy to oznacza, że nawet niezamierzony flirt – taki, który nie wnika z naszej intencji – może skłonić nas do zdrady? Niekoniecznie. Autorka badań interpretując ich wyniki, wyraźnie podkreśliła, że istnieją konkretne czynniki, które mogą popchnąć kogoś od nieszkodliwego flirtu do zdrady. Są one dość subtelne. Otóż flirtujący w efekcie zdradzają częściej, gdy w ich najbliższym otoczeniu zdrada jest normą. Jeśli bliscy znajomi się zdradzają, jest bardziej prawdopodobne, że i ty to zrobisz. To zjawisko nazywa się „zaraźliwą niewiernością ”. Druga rzecz jest taka, że istnieje pewna „konstelacja cech osobowości”, która sprawia, że niektórzy ludzie są bardziej odporni lub bardziej podatni na zdradę. Na przykład osoby bardziej narcystyczne lub osoby niepewne swojego przywiązania do partnera są bardziej skłonne do zdrady niż inne. Na pytanie, czy dla osób w stałych związkach flirt jest bezpieczny, nie sposób udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Wszystko zależy tu od indywidualnych cech osobowości i kondycji związku. Faktem jest jednak, że po udanym, acz nieskonsumowanym flircie, energię erotyczną, która się wówczas wytworzy, można z powodzeniem wykorzystać w sypialni ze stałym partnerem. To dopiero naprawdę opłacalny flirt!  

Post a Comment

v

At vero eos et accusamus et iusto odio dignissimos qui blanditiis praesentium voluptatum.

Reset Password